Jestem naprawdę szczęśliwa, że Aaron Johnston wpadł na pomysł powieści opisującej pierwszą wojnę z Robalami. Cykl, pisany wspólnie z Cardem, jest superdawką świetnej hard sf.
Formidzi wysyłają na ziemię, a konkretnie do Chin, transportowce, z których wychodzą Robale żołnierze rozpylający toksyczny gaz, niszczący wszystko, co żywe na Ziemi. Mazer Rackham razem z żołnierzami z elitarnego POP-u i ośmioletnim chińskim sierotą Bingwenem walczy z najeźdźcami w Chinach. Na orbicie zawieszony jest statek Obcych, który z kolei eksplorują Victor i Imala. Akcja się zagęści, gdy połączą siły z drużyną POP-u. W tle - konflikty między ziemskimi rządami, knowania korporacyjne i zwykła, codzienna ludzka podłość.
To już trzecia książka z tego cyklu, wcześniej było "W przedeniu" i "Pożoga". To klasyczna opowieść o inwazji obcych na Ziemię, o czym każdy fan sf czytał wiele, wiele razy. W dodatku wiemy z grubsza, co się wydarzy - ze sławnej "Gry Endera" - a w każdym razie jaki będzie wynik ostateczny.
A jednak powieściom udaje się trzymać czytelnika w napięciu i podgrzewać emocje. Jest akcja, jest humor - osobiście uważam, że za tę część odpowiada Johnston; Card nie jest najmocniejszy w tej dziedzinie, a jego żarty są prymitywnie dziecięce i nieustająco nieśmieszne. Intensywność emocji jest mniejsza niż przy "Grze Endera", bo też rozcieńczona na liczne osoby i teren całego naszego Układu Słonecznego, a nie klaustrofobicznego terenu Szkoły Wojskowej. To nie znaczy, że emocji nie ma - żywo kibicujemy Victorowi i Mazerowi Rackhamowi, który właśnie urasta do rangi gwiazdy.
Jest dużo pomysłów naukowo-technicznych i mniej psychologizowania niż w innych powieściach Carda, a dodam, że psychologia Orsona Scotta dziwnie często przypomina myślenie aspergerowca, który co prawda ma wiedzę, ale niekoniecznie umiejętności.
Trudno mi wyobrazić sobie wspólne pisanie książki, ale efekt sprawia mi wielką przyjemność. Świetna rozrywkowa literatura science-fiction. I jest dobra wiadomość - wszystko wskazuje na to, że to nie koniec.