Zachwycająca, rozkoszna, iskrząca humorem powieść. W ciągu tygodniowego urlopu przeczytałam ją trzy razy, za każdym śmiejąc się na niemalże każdej stronie. Gdyby nie powrót do domu i pracy przeczytałabym pewnie jeszcze z kilka razy. Książka oficjalnie ląduje na półce moich ukochanych powieści.
Wszystko zaczyna się od tytułowej orchidei. To właśnie ona ma być podstawowym składnikiem nowego kremu produkowanego przez firmę Stella Beauty Corporation. Prowadzą ją dwie siostry Beata i Aneta, a we wszystkim wspiera je oddana przyjaciółka i kierownik produkcji Dorota. Panie szybko przekonują się, że świat korporacji bywa brutalny. Sielanki nie ma też poza pracą. Beata odkrywa, że mąż ją zdradza. Aneta biernie patrzy jak rozpada się jej małżeństwo. Dorota prześladowana jest przez byłego partnera. Wszystko idzie nie tak jak powinno. Ale od czego jest prawdziwa babska przyjaźń?
Jeśli Weronika Wierzchowska jest chociaż trochę podobna do swoich bohaterek, z przyjemnością zaprosiłabym ją na kawę o każdej porze dnia i nocy. Fajna musi być z niej babka, jeśli pisze takie książki. A na razie cieszę się, że mam okazję podziękować za najlepszą powieść tego lata, jaka ukazała się na naszym rodzimym rynku. Dziękuję więc za wyraziste bohaterki, zabawne, prawdziwe, sensowne babki, w których odnalazłoby się pewnie wiele czytelniczek Wierzchowskiej. Dziękuję za fantastyczną fabułę, iskrzącą humorem, pozbawioną niepotrzebnych opisów czy tak częstych dzisiaj ckliwych i sztucznych emocji. Dziękuję za akcję, którą przeżywa się od pierwszej do ostatniej strony. To książka przede wszystkim do śmiechu, ale też do wzruszeń, do przeżywania, do czytania od początku do końca, a potem w dowolnej kombinacji. Mój egzemplarz przeleciał ze mną pół Europy. I pewnie jeszcze ze mną popodróżuje.
Marta Czabała