Melissa Hill pisze ciepłe, romantyczne książki dla wszystkich. No dobrze, może dla wszystkich kobiet. Która z nas nie lubi lekkich, przyjemnych lektur, gdzie wszystko dobrze się kończy, ale jednocześnie całość można przeżywać? Dokładnie taka jest jej najnowsza powieść. Idealna na lato.
To jedna z tych letnich powieści, które można przeczytać w jedno wakacyjne popołudnie. Umili długą podróż, czekanie na pociąg czy samolot, uprzyjemni cudowny dzień na plaży. Celowo radzę czytać ją w wolne dni, bo oderwanie się od całości może być raczej trudne. To oczywiście nie żadne dzieło literackie, ale przyjemna, wciągająca, świetnie napisana i poprowadzona lektura. Tak dobra jak wszystkie książki autorki. Można kupować je w ciemno.
Bohaterek tej najnowszej powieści jest wiele. Bez każdej z nich książka nie byłaby kompletna, nie byłaby równie interesująca czy wciągająca. Kiedy Shane prosi Carę o rękę, oboje decydują, że ich ślub będzie wyglądał wyłącznie tak jak sami sobie wymarzyli. Żadne z nich nie jest w stanie przewidzieć, że na drodze staną rodzice obojga, urażeni pomysłem ceremonii na egzotycznej karaibskiej plaży. Nie pomoże też rodzeństwo, oburzona brakiem uwagi, ciężarna młodsza siostra i starsza Danielle, która kombinuje jak tylko wymigać się od uroczystości. I jak cieszyć się tutaj planowaniem ślubu, kiedy zamiast radości na jaw wychodzą same rodzinne sekrety?
Hill uzależnia. Wciąga poczuciem humoru, bystrymi, dialogami, zabawną akcją. Wszystko toczy się u niej błyskawicznie, wartko, aż do samego, tradycyjnie wybuchowego końca. Gdyby całość przerobić na film mielibyśmy jedną z tych mądrych, lekkich, letnich komedii, doskonałych na randkę, albo wspólny wieczór na kanapie. Nie wiem czy jeszcze wrócę do „Listy Gości”, ale na pewno w ciemno kupię następną powieść Hill.
M.Cz.