Następna celebrycka pietruszka, czyli kolejna znana osoba pisze o tym, jak zdrowo żyć i gotować. Jak przeżyć na kaszy jaglanej i warzywach, pracować w mediach, prowadzić bloga, biegać, wychowywać dziecko, nakarmić partnera i gości? Beata Sadowska przetestowała to w praktyce i dzieli się teraz swoją wiedzą z nami.
Podobno książki znanych osób sprzedają się Polsce fenomenalnie. Życzę Beacie Sadowskiej sukcesu, bo lubię jej programy, podziwiam życiową determinację i uważam, że w nowej książce jest masa pięknych zdjęć (autorstwa Celestyny Król), sporo ciekawych pomysłów i niemało inspirujących przepisów.
Czytanie czy przeglądanie takich książek to prawdziwa przyjemność. Człowiek czuje się od razu zdrowszy i spokojniejszy, czytając o zupach kremach, zdrowych deserach, szakszukach na śniadanie i chlebkach własnej roboty. Trochę jednak pozostaje sceptyczny, mimo zapewnień autorki, że dziecko kocha jarmuż, a partner zajada się domowymi pastami warzywnymi, a bieganie po jaglance jest łatwe jak nigdy. I to wszystko w połączeniu z wymagającą, zapewne niekiedy stresującą pracą.
Wolałabym, żeby autorka nie chwaliła się tak bardzo, że książka powstała w dwa miesiące – to oczywiście imponujące, ale jak sobie przypomnieć, ile lat pracowała nad swoją Julia Child, to w człowieku rodzi się pewna nieufność. Przepisy Beaty Sadowskiej są fajne, nie do końca tworzą jednak przekonujące menu – czy gdzieś tu nie ma luk, w które wkrada się podjadanie nie-takich-znowu-zdrowych rzeczy? Czy te przepisy nie są zbyt – postne? Do zastosowania na dłuższą metę tylko dla osób bardzo zadaniowych? Dla mnie są fajne jako uzupełnienie, urozmaicenie, ale nie podstawa diety – ale przecież nie oczekuję, że książka o jedzeniu odmieni moje życie, a tylko że urozmaici moje gotowanie, bo przecież każdy ma swoją kuchnię.
W „I jak tu nie jeść” wszystko jest sukcesem, wszystko smakuje, problemy nie istnieją. Inna znana matka, Agnieszka Maciąg, autorka „Smaku miłości”, nie ukrywa, że nie od razu udało jej się dobrze przygotować kaszę jaglaną i pisze, jaki sposób jest według niej najlepszy. Kuchnia Beaty Sadowskiej jest prostsza, ale za to podparta autorytetem profesor Hanny Kunachowicz. Szkoda, że czasem dietetyka stoi w sprzeczności z tym, co proponuje nam stronę wcześniej czy później autorka.
I jeszcze jedno – rozumiem wymogi marketingu, ale czy naprawdę musimy w książce o gotowaniu zobaczyć też wcześniejszą książkę autorki o bieganiu? I dowiadywać się, jaki jest adres jej bloga i jakie dokładnie programy prowadzi? Beata Sadowska osiągnęła w życiu sukces, mierzalny pragmatycznymi współczesnymi miarkami. Książka kucharska nie musi zawierać jej skróconego życiorysu w korporacyjnej mowie korzyści.
Niski sceptycyzm i upierdliwe zastrzeżenia jednak odłóżmy na bok. To fajna książka, motywująca do tego, żeby czerpać radość z jedzenia i eksperymentować z potrawami. I z wieloma sensownymi, nieoczywistymi przepisami.
Magdalena Rachwald