Jedna z mniej udanych książek z Uniwersum Metro 33. Niezłe momenty maskowane są starannie niezgulstwem głównego bohatera, a całość przypomina nie powieść przygodową a powiastkę filozoficzną o różnych formach ludzkiej nikczemności. Ale Guliwer to to nie jest.
Główny bohater a to popełnia głupstwa na jawie, a to ma ponure sny - wizje. Razem z tym nieszczęśnikiem, wielbicielem poezji i utopijnych wizji społecznych idziemy przez metro, chyba tylko wyłącznie po to, żeby oglądać, jaki ustrój społeczny wybrano na kolejnych stacjach. Anarchiści, komuniści, faszyści. Są też mutanty i byli pracownicy Łubianki, eksperymentujący niehumanitarnie na ludzkich genach. Jest też legenda o parowym pociągu metra, pojawia się także osobiście, nieco sztywny, Lenin. I pterodaktyle. I macki. I nieistniejce ptaki. Mamy również wątek romansowy, w sam raz z powieści dla paranormalnej młodzieży – ot, spojrzymy sobie w oczy i już się dzieje (choć powiedzmy sobie szczerze – za dużo się nie dzieje, bo panna przepada na kilkaset stron i długo każe na siebie czekać). W sumie taka kumulacja składników mogłaby dać soczystą, przyjemną powieść rozrywkową z elementami umoralniającymi.
Mi jednak wszystko zepsuł główny bohater, którego cielęctwo powoduje, że akcja rozłazi się po bocznych korytarzach, w których tylko smutek, grzyb i dziwne osobniki. Główny bohater ma już pod trzydziestkę – w świecie postaopokaliptycznym spodziewałabym się po nim większej dojrzałości i umiejętności życiowego dostosowania, zwłaszcza że dowiadujemy się, że jego dowódcy go cenią, niejedno w metrze przeżył i dawał sobie radę. Czemu więc jest tak naiwny i nieporadny? Czemu poprzestaje na złych przeczuciach, nie podejmując żadnych kroków zaradczych? Czemu powtarza swoje błędy? Z okładki dowiadujemy się, że to książka przeniknięta duchem beznadziei. Nie zgadzam się – gdyby nie wielka życzliwość i niezbyt zrozumiałe poświęcenie wielu osób dookoła nasz Tola nie przeżyłby tej powieści.
W gratisie do powieści dostajemy zbiór opowiadań Szepty zgładzonych. Niektóre lepsze, niektóre gorsze, wszystkie do szybkiego przeczytania i zapomnienia. Miło wiedzieć, że mamy wielu polskich autorów entuzjastów, którzy potrafią napisać coś składnie i tak, że się przeczytać da bez bólu. Szkoda, że nie ma wśród nich czegoś, co by rozśmieszyło, zabolało, czegoś, co wywołałoby emocje o temperaturze wyższej niż pokojowa.
Magdalena Rachwald