Przy pierwszej części znęcałam się okropnie i niemiłosiernie. Teraz też mam taki zamiar, chociaż już nie tak intensywnie. Są miejsca, w których zaczynam tę serię doceniać. Zobaczymy jak będzie w części trzeciej.
Jeszcze tak niedawno o wydaniu książki decydował sztab agentów literackich, właściciel lub przedstawiciel wydawnictwa i cała grupa oficjeli. Dzisiaj tę szanowaną rolę przejęli często użytkownicy Internetu, licznymi „lajkami” dyktując to, co trafi do druku. Efekty bywają różne. Nie mówimy od razu, że każda książka musi być wyjątkowym literackim dziełem, ale umówmy się – powinna mieć sensowną fabułę i dać się czytać. A z serią „After” mam pewne wątpliwości.
Być może nie mam racji – liczne komentarze na naszych rodzimych i zagranicznych portalach starały się mnie przekonać, że oto mam do czynienia ze współczesnym love story. Może więc niepotrzebnie się czepiam, zamiast uznać, że młodzież potrzebuje właśnie takich nowoczesnych związków? Być może, przyznam też, że czytałam bez bólu, miejscami nawet przejmując się akcją, a pewnie sięgnę też po części kolejne. Ale do rzeczy.
Druga odsłona historii zaczyna się niemalże w tej samej minucie, którą zakończyła się poprzednia. Tessa wie już doskonale, że jej związek z Hardinem oparty był na kłamstwie i idiotycznym zakładzie. Postanawia znaleźć w sobie siłę i zostawić chłopaka, spełnienie odnajdując w pracy. Hardin nie zamierza jednak odpuścić, ślubując, że przekona ukochaną, że przy niej stał się innym człowiekiem.
755 stron. Anna Todd pisała swoją opowieść mając do dyspozycji nieskończenie wielką pojemność Internetu. Pisana „na żywo” w sieci powieść dzieje się bez przerwy w fabule. Każdy kolejny rozdział zaczyna się w miejscu, gdzie skończył się poprzedni. To trudny zabieg literacki, który akurat Todd wypada nieźle. Akcja nie męczy, nie nudzi, całość jest wartko poprowadzona, nie męczy. Ale reszta… różnie. Dosyć wnikliwie wczytałam się w opinie osób, które przeczytały obecne już części sagi, zauważając, że dzielą się one na dwa osobne obozy. Jeden kocha książkę bezgranicznie, wychwalając kunszt pisarski autorki oraz obdarzając miłością bohaterów. Ten drugi zwraca uwagą na beznadziejnie miałki charakter Tessy. I tutaj pewne rzeczy przyznać muszę. Trudno uwierzyć naprawdę, że młoda, wykształcona, pewna siebie dziewczyna pozwalałaby się traktować przez najbardziej ukochanego mężczyznę, tak jak Tessa pozwala na to Hardinowi. Większość ich interakcji jest niemalże żywą definicją przemocy psychicznej a czasami i fizycznej. Pozostałe sceny to dość wulgarne, raczej odpychające niż ekscytujące opisy seksu, pozbawione całkowicie erotyki, jaką oferuje przecież dobra literatura. I te niestety zdarzyło mi się kartkować. Nie z jakiejś przesadnej pruderii, ale po prostu z lekkiego zniesmaczenia. Przez kilkaset stron naprawdę człowiek nie daje razy. Mam tylko nadzieję, że inspiracją Todd jest jedynie jej wyobraźnia a nie doświadczenia osobiste. Przeczytałam z mniejszym zmęczeniem niż przy części pierwszej. Kto wie, może przy trzeciej zdołam się zachwycić?
O.K.
P.S. Acha, i ten okropny polski dodatek do tytułu! OKROPNY!