Ostatnie pięć dni

Nie da się tej książki odłożyć, nie da się jej nie przeżywać. To jedna z tych powieści, które wycisną łzy nawet z największych twardzieli. I nawet oni będą ją przeżywać jeszcze długo po zakończeniu.

2.jpg

Pięć dni. Pięć dni, po których Scott musi oddać ukochanego, przybranego syna biologicznej matce. Pięć dni, po których Mara postanawia na zawsze zakończyć swoje życie, nie chcąc obarczać ukochanej rodziny ciężarem swojej nieuleczalnej, szybko postępującej choroby. Pięć dni. Ile można osiągnąć w tym czasie? To tak niewiele czasu, czy wręcz odwrotnie – dostatecznie dużo, żeby miłość, oddanie i poświęcenie przeniosło przysłowiowe góry?

Julie Lawson Timmer jest całkowicie nieznaną mi autorką, podejrzewam jednak, że wkrótce może stać się jedną z ulubionych. Przepełniona emocjami książka porywa jak mało która lektura, angażując bez reszty przedstawioną historią, prawdziwymi do bólu bohaterami i emocjami, które wylewają się z każdego akapitu. To niezmiernie przejmująca historia dwójki ludzi, którzy bezpowrotnie tracą to, co w życiu jest absolutnie najważniejsze. I chociaż historia Mary przejmuje bezpowrotnie bardziej, to właśnie opowieść Scotta dokładnie ją uzupełnia. Tam gdzie jest śmierć musi być życie. Tam gdzie jest smutek musi być radość. A na koniec zostaje wiara, że wszystko musi się ułożyć. To opowieść o poświęceniu, niewyobrażalnie trudnych wyborach a przede wszystkim o wielkiej, wielowymiarowej miłości. I chociaż to trudna emocjonalnie lektura warto jest po nią sięgnąć. Znajdziecie tutaj spokój, znajdziecie ukojenie, znajdziecie książkę, która trafi z powodzeniem na półkę z waszymi ukochanymi powieściami. Nie ma słów, które z powodzeniem mogłyby oddać jej głębię. Chyba po prostu musicie przeczytać.

Marta Czabała

Przeczytane, polecane
Polityka Prywatności