Rick Yancey, autor "Badacza potworów"

MAM NISKI PRÓG TOLERACJI NA NUDĘ

2.jpg

Rick Yancey znany jest polskim czytelnikom przede wszystkim jako autor "Piątej fali". Nim jednak Ziemię zaatakowali kosmici, w XIX wieku doktor Warthrop i Will Henry tropili przerażające antropofagi. I robili to w wyśmienitym stylu! "Badacz potworów", pierwszy tom serii "Monstrumolog" właśnie pojawił się w księgarniach. Z tej okazji ucinamy sobie krótką pogawędkę z wielokrotnie nagradzanym autorem, któremu wielu mogłoby pozazdrościć pomysłów, talentu i poczucia humoru.

Wydawnictwo Jaguar: Potwory różnej maści mają się ostatnio świetnie, zwłaszcza literaturze młodzieżowej, jednak większość książek osadzona jest w świecie współczesnym lub w przyszłości. Skąd pomysł na powieść osadzoną w XIX wieku?

Rick Yancey: Ta epoka to czas ulic oświetlonych gazowymi latarniami, czas rewolucji industrialnej i wiary w potęgę rozumu, a jednak, jak zauważa sam Will Henry, i w tym racjonalnym świecie pozostało wciąż wiele mrocznych miejsc. Zawsze lubiłem XIX wiek, a zwłaszcza sposób, w jaki odcisnął piętno na literaturze. Ta atmosfera tajemnicy, zagrożenia, cywilizacja docierająca tam, gdzie kiedyś królowała ciemność. Dodajmy do tego przerażające potwory oraz  cały arsenał ówczesnej broni i otrzymamy ogromne pole do popisu.

"Badacz potworów" zaklasyfikowano jako literaturę młodzieżową, ale zdarzają się książki, po które, mimo takiej etykietki, chętniej sięgają dorośli czytelnicy.

Kiedyś zamęczałem się tym, że napisałem książkę nieco zbyt dorosłą dla młodych czytelników. To było dawno temu i przestałem się tym przejmować. Bardziej zależało mi na tym, by pozostać wiernym duchowi Willa Henry'ego. Wydaje mi się, że młodsi czytelnicy doceniają bardziej warstwę przygodową powieści, starsi zaś patrzą na książkę bardziej kompleksowo i znajdują uznanie choćby dla problemów i rozmaitej natury pytań, które mnożą się w trakcie polowania na potwory.

Antropofagi to naprawdę urocze stworzonka. Skąd się właściwie wzięły?

Poczyniłem założenie, że chcę pisać o potworach, które nie mają aspektu nadnaturalnego, jak wilkołaki czy wampiry, ale są wynikiem naturalnej selekcji. Innymi słowy: moje potwory mają być przerażające, dziwaczne i wiarygodne zarazem. Wpadłem na opis antropofagów w "Królu Learze" Szekspira i wtedy wszystkie elementy wskoczyły na swoje miejsce.

Zarówno bohaterowie jak i realia XIX-wiecznego miasta są świetnie oddane. Pół roku spędzone nad tekstami źródłowymi?

Nie! Dzięki niech będą Bogu za internet!

"Badacz potworów" to nie tylko świetny horror, ale również kawał znakomicie napisanej literatury.

Jeśli chodzi o styl, inspirowali mnie wielcy pisarze tamtej epiki - Dickens, Poe, Shelley. Nie miałem zamiaru ich kopiować, chciałem tylko, by w książce pobrzmiewało ich twórczości. Wielki wpływ, zarówno na styl, jak i na temat zwłaszcza ostatniej książki cyklu, miał T. S. Eliot, jeden z moich ulubionych poetów.

Bohaterowie powieści, Will Henry i doktor Warthrop, to postaci zupełnie wymyślone, czy na kimś się wzorowałeś?

Na pewno w obydwu jest sporo ze mnie. Raczej nie zdarza mi się przerabiać ludzi na bohaterów literackich, ale jestem pewien, że tu i tam wyłażą jakieś podobieństwa. Warthropowi najbliżej do Sherlocka Holmesa, choć, konstruując postać doktora, świadomie odrzuciłem kilka cech Holmesa - choćby problem jego uzależnień.

Aż trudno uwierzyć, że "Badacz potworów" nie został zekranizowany.

Od czasu premiery książki co i rusz ktoś wyraża zainteresowanie i znika. Niestety, na razie nie umiem powiedzieć niczego konkretnego.

Jest pan autorem kilkunastu książek - od pamiętnika, przez serię detektywistyczną, aż po science-fiction. Skąd taki rozstrzał tematyczny?

Mam bardzo niski próg tolerancji na nudę. Poza tym utrzymuję się z pisania i, jak ten ogrodnik, muszę sadzić rozmaite roślinki na wypadek, gdyby któraś z nich nie zaowocowała.

Cały "Monstrumolog" jest przerażający, "Piąta fala", choć zupełnie inna, również nie pieści się z czytelnikiem. Skąd taka potrzeba straszenia?

Chyba bardziej niż czytelników, lubię straszyć samego siebie. Pisanie jest jednym ze sposobów (nie mówię, że najlepszym) na przepracowanie własnych lęków. Potwory i obcy to przecież tylko metafory, co zresztą dobrze widać w samym "Monstrumologu".

Z jednej strony eksploracja rozmaitych lęków jest obecnie w modzie, z drugiej literatura młodzieżowa bardzo wszelkie potwory udomowiła. "Badacz potworów" wywołał sporo kontrowersji. Co powiedziałby rodzicom, którzy uważają książkę za nieodpowiednią dla młodych czytelników?

Powiedziałbym: to tylko opowieść. Tak w ogóle, tego typu pytania przypominają mi film "Czas Apokalipsy" i scenę, w której bohater grany przez Marlona Brando mówi: "Uczą młodych palić ludzi żywcem, a nie pozwalają im napisać słowa „pi***ć” na samolotach, bo to nieprzyzwoite".

A czego pan najbardziej się obawiał jako nastolatek?

Dziewczyn.

Każdy, kto miał okazję pracować w domu wie, że nie jest to tak cudowne, jak mogłoby się wydawać. Codzienność absorbuje. Wypracował pan jakiś sprawdzony system?

Przy każdej z książek pracowałem w trochę inny sposób. Parę lat temu, gdy synowie byli młodsi, sporo pisałem w samochodzie, czekając, aż skończą zajęcia sportowe. Teraz najbardziej lubię pisać wcześnie rano albo późno w nocy. Poza tym nauczyłem się pracować szybko - z jakiegoś powodu zawsze gonią mnie terminy.

A niesławna blokada artystyczna? Zdarza się, czy ma pan na nią jakiś cudowny sposób?

Nie mogę sobie pozwolić na luksus przeżywania takiej blokady, po prostu nie mam na to czasu. Blokady się zdarzają, staram się jednak nie cierpieć z ich winy zbyt długo. Zawsze lepiej jest napisać cokolwiek, nawet kompletny chłam, niż podziwiać pustą kartkę. No więc piszę i piszę, choć wiem, że będę to musiał wywalić. Jak już mówiłem - zawsze jestem do tyłu z terminami. Chyba nie za bardzo potrafię pracować, gdy nikt mnie nie pogania.

Pisarze mają to szczęście, że nie są przedmiotem zainteresowania plotkarskich magazynów. Kusi jednak, by zapytać, jaki prywatnie jest Rick Yancey.

Przeciętny. Wychowałem się w normalnej rodzinie, uczyłem się w normalnych szkołach, studiowałem na normalnym uniwersytecie. Przez kilka lat (więcej niż chciałbym przyznać) usiłowałem spełnić się artystycznie, aż wreszcie, dobrze po trzydziestce zacząłem myśleć serio o pisaniu. I zacząłem pisać normalne, przeciętne, a niektóre nawet nieco lepsze niż przeciętne książki. Poza tym uwielbiam teatr, nałogowo oglądam filmy i czytam (to dość oczywiste). Jestem typowym introwertykiem, mam bardzo wąskie grono bliskich przyjaciół. Jestem również szczęściarzem - moja najlepsza przyjaciółka została moją żoną. Poza tym podróże (dla przyjemności, a nie zawodowe) lubię lody czekoladowe i cytrynową tartę.

 Jakaś pasja poza pisaniem?

Tylko jedna: rodzina. Żona i trzej synowie.

A plany na przyszłość? Co po "Piątej fali"?

Plany, owszem, mam, ale nie będę się z nimi zdradzać.

Sporo pan podróżuje, miał pan okazję być w Polsce?

Nie. Ktoś powinien mnie zaprosić.

Przeczytane, polecane
 
Polityka Prywatności