Ostatnia szansa

Mam dużo sympatii do serii Samanthy Young. To dla mnie taka swoista podróż z powrotem do lat nastoletnich, kiedy to każda dziewczyna marzyła o tej idealnej, wielkiej i niepowtarzalnej miłości. I być może dlatego z przyjemnością wybaczam autorce masę górnolotnych zwrotów i cukierkowych scen. Nic nie szkodzi. To lekka, kobieca lektura na lato.

2.jpg

Jeśli czytaliście poprzednie części serii, wiecie dokładnie czego można oczekiwać. Grupa przyjaciół trzyma się blisko, często zastępując sobie rodzinę. W każdej z nich jedna z kobiet odnajduje swoją niepowtarzalną miłość. Zawsze tą idealną. Bohaterką tej ostatniej części jest Hannah Nichols. Nauczycielka, wielbicielka książek, odnajduje się w pracy znacznie lepiej niż w życiu prywatnym. Sfera uczuciowa w zasadzie u niej nie istnieje. Pięć lat wcześniej serce kobiety zostało złamane po pewnej bardzo namiętnej nocy, a Hannah nigdy więcej nie zobaczyła już Marca D'Alessandro. Teraz mężczyzna ponownie pojawia się w jej życiu, chcąc naprawić swoje błędy. Ale czy nie jest już za późno?

A jak będzie dalej, wie każda kobieta, która w swoim życiu przeczytała niejedną taką książkę. Nie jestem seksistką, to właśnie panie czytają takie lektury, podczas gdy panowie trzymają się od nich religijnie z daleka. A jeśli nawet czytają, nigdy się do tego nie przyznają. To typowa kobieca lektura, pełna nadmiernie łatwych rozwiązań, cukierkowych zwrotów, prowadzących – a jakże – do happy endu, w jakimkolwiek wydaniu by on nie był. Gdyby go nie było, seria nie zyskałaby takiej popularności. Ale czy coś w tym złego? Nie wszystko musi być dziełem na miarę Nobla. Gustów jest tyle ile ludzi na świecie. Książkę czyta się przyjemnie, całość przynosi relaks, uśmiech, odprężenie. Która z nas nie chciałaby chociaż raz na jakiś czas zanurzyć się w świecie pełnym namiętnych uczuć, poczytać o wielkiej miłości, trochę oderwać się od własnej codzienności? Samantha Young doskonale wpisuje się w tą potrzebę. Jej książki są lekkie, przyjemne, jednocześnie pozbawione są tandety, jaką znamy z tych najbardziej znanych romansów (dla przyzwoitości nie podaję nazwy), których po prostu nie da się już czytać po 25 roku życia. Przeczytałam, kto wie, może nawet kiedyś do niej wrócę. I na pewno sięgnę po kolejną pozycję autorki.

A.N.

Przeczytane, polecane
 
Polityka Prywatności