Awantura o pieniądze albo życie - Studentnews.pl recenzuje

Awantura o pieniądze albo życie

Nie przepadam za stylem i poczuciem humoru Mendozy. Uczciwie muszę jednak przyznać, że to jego kolejna udana książka, choć pewnie podobają mi się w niej zupełnie inne rzeczy niż jego fanom.

Opowieści Mendozy są niby zabawne, a w gruncie rzeczy słodko-gorzkie. Nasz znajomy hiszpański fryzjer to prostaczek o dobrym sercu, klasyka klasyk. Jego zakład fryzjerski upada, nikt do niego nie przychodzi oprócz pracownika banku La Caixa, który żąda spłaty kredytu. Z wizytą pojawia się też Romulo Przystojniak, który namawia naszego bohatera do udziału w planowanym przestępstwie, a następnie nastolatka Quesita, która prosi o fryzjera o pomoc, bo bliski jej jak ojciec Romulo zaginął. Jak tylko akcja się rozkręci, na scenie pojawi się seksbomba Lavinia Torrada, grupka ulicznych artystów-nieudaczników, pewien niezupełnie oryginalny jogin, terrorysta i sama Angela Merkel, która będzie czule mówiła do naszego bohatera Manolito.

Wszystko to jest troszkę żałosne, troszkę smutne (kryzys i rozmaite deficyty, w tym także intelektualne, naszych bohaterów sprawiają, że życie jest ciężkie), trochę też zabawne. Sensacyjna fabuła to ciąg absurdalnych wydarzeń, podkreślanych dość szalonymi działaniami detektywa-fryzjera. Wierzę, że można się tym bawić, dla mnie to jednak ponura wizja świata – choć oczywiście pocieszeniem jest to, że kto wiele nie miał, wiele też nie straci.

Natomiast jest to oczywiście ciekawe – bo zapewne pod tymi wszystkimi absurdalno komediowymi dekoracjami mieści się spora dawka rzeczywistości. Nieporadni życiowo ludzie, brak perspektyw, kryzys euro i żarciki osób, które są od krok od głodu i bezdomności, ale mimo to jakoś trwają i jeszcze stać ich na w miarę pogodną życiową filozofię i wzajemne wsparcie. Mendoza lubi długie i kunsztowne zdania, którymi posługują się wszyscy bohaterowie, choćby nie wiem, jak ubogo wykształceni, karkołomne i piętrowe – można to podziwiać jako pokaz kunsztu, u mnie raczej wywołuje poczucie dystansu.

W sumie najbardziej rozbawiła mnie historia Moski, rewolucjonistki śpiewającej i grającej na akordeonie – turyści sądzą, że słyszą tradycyjną i trudną muzykę katalońską, a miejscowi, że folklor bałkański, a nikomu nie przychodzi do głowy, że to hiszpańskie bolera. A przecież, powiedzmy sobie to szczerze, to też jest smutne.

Super zabawa? Nie dla mnie. Dobra książka? Owszem.

Magdalena Rachwald


Komentarze
Przeczytane, polecane
 
Polityka Prywatności