Na szczęście mleko - Studentnews.pl recenzuje

Na szczęście mleko

Neil Gaiman jest fantastycznym autorem wielu świetnych książek. „Na szczęście mleko” wydaje mi się czymś, co napisał przy okazji, w ciągu jednego popołudnia, – ale to i tak całkiem zabawna, zwariowana opowieść dla dzieci.

W pewnej rodzinie zabrakło mleka na śniadanie, więc ojciec wychodzi, żeby kupić je w sklepie, który jest tuż obok. Długo, długo nie wraca, a kiedy się pojawia, ma na swoje wytłumaczenie dość zawiłą historię. Opowieść zaczyna się od porwania przez kosmitów, a potem pojawiają się piraci, dinozaury, wampiry, kucyki, podróże w czasie i ziejące ogniem wulkany. Kupione mleko pojawia się w kolejnych scenach, niejeden raz odgrywając istotną rolę w akcji. Po drodze okazuje się, że Ziemia – ba! cały świat – jest zagrożony, ale oczywiście zostaje uratowany.

Wszystko to jest urocze i leciutkie, trochę przypominające mi wierszyk Danuty Wawiłow o zjedzonych w tajemniczy sposób daktylach.  W książce znalazło się wszystko, co dzieci lubią najbardziej – w każdym razie to, co najbardziej lubią dzieci nieszczęsnego ojca, który wybrał się po mleko. Mam jednak wrażenie, że to książka raczej do opowiadania i zabawy z dziećmi niż samodzielny utwór literacki. Coś jak szablon do wspólnej gry – teraz twoja kolej, wymyśl historyjkę dla swojego malucha. Choć wiele momentów wydało mi zabawnych i uroczych i doceniam sam pomysł, to nie jest książka, do której chętnie bym wróciła.

Nie wiem też, jaki jest stosunek dzieci do ilustracji Chrisa Riddela – dla mnie osobiście raczej pogarszają odbiór książki niż go polepszają; wszyscy ludzie mają idiotycznie wytrzeszczone oczy. Ale przyznaję, że rysownikowi dobrze wyszli glutowaci obcy.

Magdalena Rachwald


Komentarze
Przeczytane, polecane
 
Polityka Prywatności