Statek śmierci - Studentnews.pl recenzuje

statek śmierci

Mam bardzo zły stosunek do latania. Ale jeśli ktoś dałby mi wybór, samolot czy jacht, to po tej książce poszłabym prosto na lotnisko. Fenomenalny kryminał. Yrsa Sigurdardottir była mi do tej pory zupełnie nieznana, ale teraz kupuję każdą jej książkę. W ciemno.

Dreszcze mam do dzisiaj, mimo iż od przeczytania książki minęły już dwa dni. Ojej. Pierwszorzędna opowieść zadowoli każdego wielbiciela kryminału, thrillera, czy też najlepszej z najlepszych sensacji. Ale do rzeczy. Do Reykjawiku wpływa luksusowy jacht, rozbijając się o nabrzeże. Jak się okazuje, na pokładzie nie ma nikogo. Co się stało z trzema członkami załogi i czteroosobową rodziną podróżującą, jako pasażerowie? Do prawniczki Thory zgłasza się rodzina zaginionych, prosząc o wyjaśnienie sprawy. Thora rozpoczyna śledztwo, nie podejrzewając, że nie będzie ono miało nic wspólnego z rutynową pracą.

Akcja tej powieści toczy się dwutorowo. To chyba pierwszy raz, kiedy taki zabieg zupełnie mnie nie drażni. Co więcej, uważam go za całkowicie sensowny i potrzebny dla rozwoju akcji, jako całości. I tak - z jednej strony patrzymy jak Thora odkrywa kolejne fakty z tajemnicy, drugiej zaś śledzimy wydarzenia na samym jachcie. Obie historie wzajemnie się uzupełniają, tworząc wstrząsającą (w najlepszym sensie tego słowa) powieść, kryminalną, sensacyjną, pełną zaskakujących zwrotów i niespodzianek. Akcja rozwija się powoli, co rusz odkrywając nowe elementy historii. Sigurdardottir jak mało kto buduje i stopniuje napięcie. Zgodnie z zasadami dobrego kryminału, to co najciekawsze i najbardziej wstrząsające zostawia na koniec. Jeśli myślicie, że jesteście dobrzy w przewidywaniu zakończeń, od razu powiem, że się mylicie. Czegoś takiego nie da się przewidzieć. To jeden z najlepszych kryminałów, jakie zdarzyło mi się czytać. Kiedykolwiek.

Marta Czabała


Komentarze
Przeczytane, polecane
 
Polityka Prywatności