Zgliszcza - Studentnews.pl recenzuje

Zgliszcza

Wydany wcześniej „Wszędzie śnieg” tego autora był jak powiew świeżego powietrza w dusznej i ponurej atmosferze zdominowanej przez skandynawskie powieści. „Zgliszcza” nie są tak udanym kryminałem, ale i tak całkiem niezłym.

Podobnie jak we „Wszędzie śnieg” przeszłość miesza się z teraźniejszością: dawna historia seryjnego mordercy skazanego za wyjątkowo brutalne zabójstwa łączy się z aktualną makabryczną sprawą w małym amerykańskim miasteczku Cherrystone.

Detektyw Emily Kenyon znajduje pewną rodzinę martwą, na miejscu zbrodni nie ma jedynie starszego syna państwa Martin, Nicka. Co się stało, czy też został zabity? A może zabił? W tę drugą wersję z całą pewnością nie wierzy Jenna, modelowa córka Emily.

Zagadka stworzona przez Gregga Olsona jest ciekawa, a bohaterowie książki interesujący. Dochodzenie posuwa się do przodu, odkrywamy kolejne tajemnice i trzeba przyznać, że jako całość jest to dość ekscytujące. Nie mogłam się jednak oprzeć irytacji z powodu postępowania pani detektyw. Jest to przyjemnie zarysowana, choć mimo wszystko dość schematyczna postać. Widzieliśmy już takich w literaturze, filmach i serialach setki: samotna matka, nie tak dawno rozwiedziona, bliska czterdziestki, ale atrakcyjna, starająca się wychować jak najlepiej nastoletnie dziecko i jakoś ułożyć sobie życie na nowo (niejeden mężczyzna z tej książki pomógłby jej w tym układaniu; niektórzy są nawet dość nachalni). W tym przypadku naprawdę najchętniej odsunęłabym panią detektyw od śledztwa – tłumaczenie jej idiotycznego zachowania względem córki pragmatycznymi powodami wydaje mi się co najmniej naciągane. Trudno mi też było uwierzyć w nagłą zmianę Jenny – z dziewczynki całkiem rozsądnej (na litość Boską, w końcu wychowywała ją policjantka!), w idiotkę robiącą jedno głupstwo za drugim.

I ta ciągła skłonność bohaterów do wchodzenia w różne niebezpieczne miejsca całkiem samodzielnie, bez wsparcia, bez mówienia bliskim, gdzie i po co idą... Z perspektywy czytelnika takie ustawianie akcji wydaje mi się zwykłym lenistwem autora i pójściem na łatwiznę. Czy naprawdę nie można tak zaplanować akcji, żeby sytuacja oko w oko z zagrożeniem wynikała z okoliczności zewnętrznych, a nie z braku rozumu bohatera? Jak potem mamy uwierzyć, że mamy do czynienia z bystrymi osobami?

Na pewno czepiam się bez sensu – książka jest naprawdę ok, czyta się ją przyjemnie i bez przymusu. Zresztą po „Wszędzie śnieg” dużo jestem skłonna Greggowi Olsenowi wybaczyć, nawet jeśli w tej powieści jakby mniej jest poczucia humoru.

Magdalena Rachwald


Komentarze
Przeczytane, polecane
 
Polityka Prywatności